Życie między kulami: Uchodźcy z regionu Chersoniu osiedlili się w Osowce i Szczasniwce
Rodzina Malineckych mieszkała przed wojną we wsi Nowooleksandriwka, 25 kilometrów od granicy administracyjnej z obwodem dniepropietrowskim. Głowa rodziny, 42-letni Wiktor, łowił ryby w Zalewie Kachowskim i pracował jako mechanik u rolnika. Jego żona Marina opiekowała się dziećmi (ur. 2008, 2012 i 2013), pracowała w zespole ogrodniczym małego lokalnego przedsiębiorstwa rolniczego, pracowała jako krawcowa i studiowała na kucharza.
Kiedy wojna zbliżała się do naszej wsi, postanowiliśmy uciec na Czerkasy, gdzie mieszka moja koleżanka z dzieciństwa — powiedziała matka wielu dzieci. - Nie mogliśmy żyć spokojnie, patrząc jak nasze dziewczyny Margarita i Antonina skręcają się od wybuchów.Stanisław, najstarszy syn, nieco spokojniej przyjął strach, uspokoił też swoją siostrę. Nasi krewni Karnauchowy zmienili plany wyjazdu, opuścili już naszą wioskę i pojechali aż do obwodu czernihowskiego — w Szczasniwce do cioci Wali, teściowej siostry mojego męża Natalii. Potem zadzwonili do nas i doradzili, żebyśmy do nich poszli. Ciocia Wala nie jest miejscowa, ale od dawna mieszka w Szczasniwce, przywiózł ją tu jej mąż Wasyl, zamieniając wielkie miasto na swoją rodzinną wioskę.Historię przerwały wybryki dziewcząt, które zręcznie wspięły się na starą, na wpół spróchniałą wierzbę. Matka zbeształa ich i kazała najstarszemu synowi pomóc młodszej siostrze Antoninie zejść z drzewa ratunkowego. Sama starsza Margarita już skoczyła na ziemię.Czasem skarcię ich za nadmierną aktywność psotniczą, ale cieszę się też, że szybko wyzdrowieli, pozbyli się strachu przed wybuchami i niebezpiecznym przeprowadzką — kontynuowała uchodźca. - Przyjaźni mieszkańcy pomogli naszym dzieciom i mężowi szybko zaaklimatyzować się w nowym miejscu. W pierwszych dniach udzieliła nam schronienia Galia Dubok i ciocia Walentyna, potem sołtys Ałła Kostiuk ze swoim grupą wsparcia pomogła nam przenieść się do domu, w którym od dawna nikt nie mieszkał, we wsi Osowiec w starostwie Szczaśniwskim. Wskazała na to Ałła Ołeksandriwna jej dobroduszna ciotka Nadia, która jako pierwsza pomogła nam z artykułami gospodarstwa domowego.Dom ten należał kiedyś do opata kościoła w Nowej Basanie, ojca Fedora, który zmarł przedwcześnie. Jedyny siostrzeniec może ubiegać się o spadek, ale mieszka poza Ukrainą i nie zgłasza żadnych roszczeń. Dlatego uchodźcy z regionu Chersoniu mogą mieć tutaj stałe mieszkanie. Ale jest dużo pracy, aby uporządkować dom i podwórko.Nawet nie wszystkie zarośla zostały jeszcze wycięte, ale trzy pokoje w domu zostały posprzątane, a jeszcze jeden wymaga gruntownego remontu. Malinecki przywieźli do Osowca także matkę Maryny, niepełnosprawną emerytkę Olenę Mikołajównę, która potrzebuje osobnego pokoju.- Myślę, że poradzimy sobie ze wszystkim, bo mieszkaliśmy w naszej rodzinnej wiosce w prywatnym domu, mieliśmy własne gospodarstwo — matka wielu dzieci nie traci serca. - Dobrzy ludzie pomagają, mamy dobrych sąsiadów Iwana Opanasowicza, Pawła Dmytrowicza i jego żonę Antoninę.Od pierwszych dni po naszym przyjeździe mój mąż dostał pracę w stowarzyszeniu rolniczym „Ziemia i Wola”, pracuje jako operator maszyn. Najbardziej uderzyło mnie to, że nawet w czasie wojny ta farma regularnie płaci solidną pensję, a wszyscy pracownicy otrzymują gorący obiad za jedyne dwie hrywny! Osoby pracujące w terenie otrzymują trzy posiłki dziennie (śniadanie, obiad i kolację). Jest już „droższy” — za pięć hrywien! Nigdzie w regionie Chersoniu nie słyszałem czegoś takiego.Operatora maszyny Wiktora Malinieckiego można było spotkać na stoisku traktorów Ozeryjskiego oddziału sp. z oo „Ziemia i Wola”, który przygotowywał się do wyjazdu w pole w celu zastosowania herbicydów. Pracuje na małym traktorze, ale patrzy też na zielonego „Johna Deere”, którego widział kiedyś z daleka w swojej wiosce, a tu takich „Amerykanów” jest ponad stu. Miejmy nadzieję, że pewnego dnia i jemu zostanie powierzony tak potężny sprzęt.Wiktor opowiedział też o tym, jak przebył setki kilometrów na swoim starym ’’Żiguli“, pokonywał liczne punkty kontrolne ze swoją liczną rodziną – ukraińską i okupacyjną. Przepuszczano tylko tych uchodźców, którzy podróżowali własnym transportem. Nikt nie zatrzymał Wiktora, ponieważ podróżował z trójką dzieci. Dotarcie z rodzinnej wsi do Szczasniwki zajęło jeden dzień. Pierwsza radość zabłysła, gdy głowa rodziny dowiedział się, że można dostać stałą pracę, nawet za stałą pensję, o której w domu mógł tylko pomarzyć. I wkrótce zaoferowali mieszkanie. Rodzina nawet nie myśli o powrocie.- Moja siostra Natasza z mężem Ołeksandrem i dwójką dzieci też, jak słyszałem od nich, planują się tu osiedlić — dzieli się Wiktor. - Ołeksandr, podobnie jak ja, ma też stabilną pracę w firmie „Zemia i Wola”, pracuje na ładowarce traktorowej. Jego żona Natalia została zaproszona do pracy w sklepie. Kupili już porządny dom w Osowce, którego właściciel postanowił przenieść się do Bobrowyći, aby zamieszkać z córką, bo już latem iz roku na rok coraz trudniej jest prowadzić gospodarstwo domowe. Jeśli nasi krewni kupią ten dom, będzie lepiej, gdybyśmy mieli krewnych w pobliżu.Uchodźcy Malinecki pytali o szkołę, do której można by zapisać ich dzieci. Wybrali Liceum Ogólnokształcące Ozerianska, do którego uczniów z Osowiec i Szczasniwki dowozi szkolny autobus, który przejeżdża obok ich nowego domu. Cała trójka dzieci zakochała się w obcej wiosce, poznała miejscowych uczniów, wypytała ich o szkołę, zgodziła się kontynuować tam naukę.Rodzice i dzieci ze strachem i wieloma wątpliwościami uciekli z wojny do obcych ludzi, ale skończyli tak, jakby byli starymi przyjaciółmi. Ponieważ zarówno obwód chersoński, jak i obwód czernihowski to ojczyzna zamieszkana przez rdzennych, szczerych Ukraińców.Hryhorij OSOWSKIImigranci. Zdjęcie autora