Polacy i Ukraińcy na rozdrożu…

Polacy i Ukraińcy na rozdrożu…
Tożsamościowe i mentalne zbliżenie Polaków i Ukraińców, jakie obserwowaliśmy od 24 lutego 2022 roku, zdaje się dzisiaj cofać – co obserwuję z niepokojem. Myślę, że z ukraińskiej strony należałoby zrozumieć, co się u nas w Polsce dzieje. Cóż takiego się stało, że tak wyraźnie spada poparcie dla Ukrainy? – bo na pewno nie jest to łatwy i wygodny argument o „prorosyjskości”, która w Polsce jest absolutnie marginalna.
Pierwszą sprawą jest skład i charakter ukraińskiej emigracji w Polsce. Przede wszystkim – jest ona liczna, więc nie można generalizować, ale… Dziś to właśnie Polska stała się miejscem pobytu dla znacznej grupy tych, którzy (nie zawsze legalnie) uciekli przed poborem do wojska. To oni są dziś silnie u nas reprezentowani – nie widzimy więc nad Wisłą ukraińskich patriotów broniących Ojczyzny (gdzieś w okopach pod Pokrowskiem), ale właśnie kogoś… przeciwnego (nie jest to co prawda większość, ale poważny procent). Inną grupą są kosmopolityczno-postsowieccy mieszkańcy Ukrainy, których językiem jest rosyjski (ukraińskość u nich to tylko paszport i rejestracja na drogim samochodzie); w Polsce bankomaty i automatyczne kasy w supermarketach mają, oprócz angielskiego i niemieckiego, dodany język ukraiński – ale to chyba nie dla nich… Pomyślcie, ukraińscy przyjaciele, jakie mogą być zachowania obu tych wspomnianych grup… Tu, u nas, to właśnie oni bywają wizytówką Ukrainy. Oczywiście, wciąż dominują inni (głównie kobiety), które biorąc swój los w swoje ręce, w wielu miejscach opanowały np. sferę usług kosmetycznych czy fryzjerskich – i są w tym świetne. Jednak dla popsucia wizerunku Ukraińców wystarczy kontakt (czasem incydentalny) z kimś innym – kimś z obu wyżej wspomnianych grup.
Drugą sprawą jest zawód części polskiego społeczeństwa postawą ukraińskich władz (to jest właśnie źródło owej „ukraińskiej niewdzięczności”, o jakiej mówią u nas niektórzy). Polski patriotyzm, w pewnych swoich wariantach, widzi ukraińskość jako coś bliskiego (tylko proszę – nie porównujcie tego z protekcjonalnym stosunkiem Rosjan do Ukrainy – u nas jest to podejście zupełnie partnerskie). Takie polskie podejście wymaga wzajemności – to tak jak miłość, a ona bywa zazdrosna… Jeśli dzisiaj to inni okazują się przyjaciółmi „ważniejszymi” czy „bliższymi”, to wywołuje to w Polsce rozczarowanie. (Taki polski odruch można krytykować, ale jest on zrozumiały). Ta sprawa łączy się z polskim podejściem do reszty świata. Duża grupa Polaków patrzy z niepokojem na miejsce, jakie dla naszej Ojczyzny przygotowuje tandem Berlin–Bruksela (symbolicznie mówiąc). We własnych wyobrażeniach uznawaliśmy, że razem z Ukrainą możemy wydobyć się z pułapki położenia między Wschodem i Zachodem, między Berlinem i Moskwą. Jest to oczywiście pogląd części polskiego społeczeństwa, ale właśnie ta część została silnie rozczarowana postawieniem przez ukraińskie władze na państwa „Starej” Europy (głównie Niemcy).
Sprawa trzecia wiąże się z tą poprzednią. Ukraińskie władze – jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w Polsce, a dziś przed wyborami prezydenckimi – stawiają na tę część polskiej sceny politycznej, jaka jest u nas nad Wisłą reprezentacją owych interesów „europejskich”. W silnie podzielonym polskim społeczeństwie odpycha to od Ukrainy tę drugą połowę. Co ciekawe, tej pierwszej chyba nie pomaga – a więc całkiem śmiało ukraińskie władze mogłyby być w tym polskim sporze neutralne. Ale tak nie jest…
I wreszcie sprawa czwarta, historia - a tak naprawdę dziwne unikanie tematu ekshumacji ofiar „Wołynia 1943”… Temat jest trudny i historyczne oceny i podsumowania można próbować zostawić na później, ale sprawa godnego pochówku ofiar to coś innego. Poza tym jeśli racje ma ukraińska strona w tym sporze i jeśli polskie szacunki ofiar są przesadzone (a w poszczególnych wypadkach jestem gotów to założyć), to przecież ekshumacje to udowodnią…
To wszystko, co napisałem wyżej, nie jest problemem dla wszystkich u nas, lecz przede wszystkim dla takich jak ja. Ja jestem w swojej tożsamości Polakiem-Jagiellończykiem – taką tożsamość uważam za prostą kontynuację tradycji I Rzeczypospolitej. Zakłada ona sentymentalny i emocjonalny stosunek do narodów, które są dziś gospodarzami kresowych ziem Rzeczypospolitej. Taką tożsamość uważam za silnie podbudowaną historycznie, a dziś – za wysoce realistyczną i potrzebną. Nie odbieram prawa do miana polskich patriotów przeciwnikom takiego patrzenia na polskość, ale jednocześnie zaznaczam, że ich polskość jest różna od mojej. Chciałbym też jednak zauważyć, że cały ciąg polskich działań narodowowyzwoleńczych z XIX i początków XX wieku mieści się w tradycji „jagiellońskiej” – zatem ja czuję się w moim polskim patriotyzmie dość bezpieczny (bo w doborowym towarzystwie). W Polsce trwa spór „Polaków-Jagiellończyków” z Polakami odrzucającymi ten model – a stosunek do Ukraińców jest ważnym tego elementem. Znam też Ukraińców-Jagiellończyków – są mi oni szczególnie bliscy i to do nich głównie kieruję te rozważania.
Robert Czyżewski